Wyjazd na zagraniczny maraton trudno dziś kogokolwiek zaskoczyć. W dużych wyścigach biorą udział setki naszych rodaków. Wyjątkiem jest maraton w Pjongczangu. Korea Północna jest jednym z niewielu krajów, które pozostały za żelazną kurtyną. Nawet przeciętnemu turyście trudno jest dostać się do Korei Północnej, a do niedawna biegacze amatorzy w ogóle nie byli dopuszczani do lokalnych imprez. Mikhail Beregovoy, student I Love Running, pokonał wszystkie wyzwania i przebiegł swój pierwszy maraton w Pjongczangu. Rozmawiał z nim nasz biegacz i dziennikarz Nikołaj Bogomołow.
Jak doszło do tego, że zacząłeś biegać w maratonie?
Jestem stosunkowo nowym biegaczem. Miałem pasję do trekkingu, poszedłem z moimi przyjaciółmi-biegaczami na Elbrus i widziałem, że byli w lepszej formie niż ja. Mniej więcej w tym samym czasie poznałem Maxima Zhurilo, który pokazał mi na swoim przykładzie, jak bieganie może mieć korzystny wpływ na życie pracowników umysłowych, którzy są z dala od sportu. Jesienią 2015 roku zapisałem się do szkoły I Love Running i postanowiłem trenować bieg na dziesięć kilometrów. Bardzo podobała mi się koncepcja treningowa i trening pod okiem medalistki olimpijskiej Anastazji Kapaczyńskiej, która uczyła nas, jak prawidłowo biegać. "Dziesiątkę" przebiegłem dość łatwo, potem zacząłem przygotowywać się do półmaratonu, planowałem pobiec nad jeziorem Garda, ale ostatecznie dystans pokonałem w Moskwie. Kolejnym celem miał być maraton. Jest wiele wspaniałych maratonów na całym świecie, do których łatwo i niedrogo się dostać, gdzie organizacja jest znana jako dobra, a Ty rozumiesz, dokąd zmierzasz. Korea Północna to egzotyczny kraj i krąży o nim wiele przerażających plotek.
Skąd wziął się pomysł, aby swój pierwszy maraton przebiec w tak nietypowym miejscu?
W zeszłym roku planowałam świętować swoje urodziny (przypadają w kwietniu) w Korei Północnej, ale kraj ten został zamknięty dla turystów z powodu wirusa Ebola. Kiedy zacząłem planować tegoroczny wyjazd, okazało się, że są to terminy, w których planowany jest maraton. Mając niewiele ponad dwa miesiące do startu, musiałem się spieszyć z przygotowaniami i ciężko trenować.
Czy trudno jest się dostać do Korei Północnej w ogóle, a na maraton w szczególności?
Praktycznie nie da się tam dostać na własną rękę, jedynie za pośrednictwem akredytowanych biur podróży. Jest kilka rosyjskich agencji, ale ostatecznie okazało się, że łatwiej było zorganizować wyjazd przez chińską, bo w programie był udział w maratonie.
Większość naszej 120-osobowej grupy pochodziła ze Stanów Zjednoczonych, jednego z głównych wrogów ideologicznych Korei Północnej, i nie mieli oni szczególnych problemów z uzyskaniem wizy. W sumie na maraton przyjechało około 600 obcokrajowców, co jest dużym postępem, bo wcześniej mogli startować tylko zagraniczni zawodowcy, a dla turystów takich jak ja maraton był otwarty dopiero trzeci rok.
Aby wjechać do kraju należy wypełnić wiele formalności i przejść przez ścisłą kontrolę bezpieczeństwa na lotnisku. W samej Korei również panuje dość surowy porządek; grupie turystycznej zawsze towarzyszy co najmniej dwóch przewodników, a na ulicach można spotkać wielu umundurowanych funkcjonariuszy, pilnujących prawa i porządku.
Korea Północna nie jest najbardziej znanym krajem w świecie maratonu. Co sądzisz o organizacji maratonu?
Start i meta maratonu odbywają się na jednym z największych stadionów na świecie, który może pomieścić 150.000 widzów. Nawet gdy jest pusta, robi bardzo mocne wrażenie, a w dniu maratonu było tam około 70 tysięcy ludzi, którzy bardzo ciepło nas przywitali. Bardzo silne emocje pojawiły się, gdy szliśmy wzdłuż trybun, aby zająć miejsce na boisku przed rozpoczęciem ceremonii otwarcia. Po przemówieniu ministra spraw zagranicznych Korei Północnej nastąpił start, a my wybiegliśmy ze stadionu.
Trasa biegu składała się z czterech 10-kilometrowych okrążeń ulicami Pjongjangu, które zostały zablokowane specjalnie dla biegaczy, wzdłuż których zgromadziło się kilka tysięcy miejscowych, w większości bardzo przyjaznych. Na trzy dystanse 10 km, 21 km i 42 km zgłoszono łącznie 5 000 osób, ale uczestników było jakby nieco mniej. Być może wynika to z surowych reguł maratonu, zwłaszcza limitów czasowych. W zeszłym roku, 4 godziny po starcie, stadion został po prostu zamknięty, a ci, którzy nie zmieścili się w limicie, nie mogli ani dokończyć biegu, ani napić się wody, ani odpocząć. W tym roku, mimo że nie zmieściliśmy się w limicie, mieliśmy możliwość przekroczenia linii mety, ale tak naprawdę musieliśmy biec z trybun na ceremonię rozdania nagród, która rozpoczęła się w samą porę (4 godziny i 30 minut po starcie). Ogólnie można powiedzieć, że maraton jest organizowany przede wszystkim jako impreza sportowa, a nie święto i biorą w nim udział głównie doświadczeni biegacze. Dlatego też, jako pierwszy maraton, Pyongyang Marathon jest dość trudny do przebiegnięcia.
Czy kurs jest trudny?
Nie w sumie, jest tylko kilka długich podjazdów. Ale trasa biegnie ulicami miasta, gdy asfalt się rozgrzał, było trochę duszno od słońca. Poza tym, niestety, były pewne problemy organizacyjne. Kiedy profesjonalni maratończycy skończyli, wszystkie punkty z wodą zostały usunięte, najtrudniejszą część trasy trzeba było przebiec w upale bez picia, a tempo dość mocno spadło.
Jacy są miejscowi sportowcy?
Nie było nam dane ich poznać, gdyż w strefie startowej wszyscy zostali podzieleni na grupy i ustawieni w rzędach. Biegli w kolumnach po czterech, pięciu zawodników, chowając się jeden za drugim. Dzielą nawet wodę na grupy: pierwsza bierze butelkę, popija i podaje z powrotem. Wrażenie było takie, że nie ma biegów amatorskich, kiedy trenuje się i startuje na własną rękę, wszyscy byli w grupach. Nie było też widać starszych biegaczy. Wszyscy byli młodzi, także ci biegający poważne dystanse. Wśród półmaratończyków było sporo młodzieży szkolnej, pełny maraton przebiegli głównie studenci. Ich strój był raczej prosty, spodenki i koszulki, jak w ZSRR lat 80-tych, bez żadnych logotypów czy napisów. Byli ubrani w proste buty, niektórzy mieli nawet trampki. Nam zresztą też nie wolno było biegać w koszulkach z napisami, więc koszulki klubów biegowych trzeba było zostawić w autobusie.
Co oprócz maratonu znalazło się w programie wizyty w Korei Północnej i na ile stereotypy o tym kraju pokrywają się z rzeczywistością?
W sumie był to zwykły trzydniowy wyjazd turystyczny ze zwiedzaniem, ale z własną specyfiką. Grupa spotyka się i stale towarzyszy jej co najmniej dwóch przewodników i bez nich nie sposób się gdziekolwiek ruszyć. Paszporty są zabierane, wydaje się je dopiero przed podróżą powrotną. Jest wiele miejsc, w których upomina się o nie robienie zdjęć.
Jest w tym dużo ideologii, masowych marszów, demonstracji, flag i uwielbienia dla przywódców narodowych. Pod względem wewnętrznym bardzo przypomina Związek Radziecki z lat 80-tych (zarówno w dobrym, jak i złym znaczeniu), choć Pjongjang jest dość nowoczesnym miastem z około 3 milionami mieszkańców. W mieście znajduje się metro, hotele, kręgielnia, park wodny, kina, a nawet browar rzemieślniczy.
Amerykanie w ogóle mieli dobre poczucie szoku kulturowego, wyraźnie spodziewali się zobaczyć o wiele bardziej żałosny obraz. Więc w sumie nie jest tak źle, jak podają media.
Jakie są Twoje najbliższe plany i gdzie pobiegniesz następnym razem?
Bardzo spodobała mi się koncepcja i treningi w ILR, na początku maja zapisałam się na I Love Swimming i planuję spróbować swoich sił w triathlonie w przyszłym roku. A w tym roku będę kontynuował bieganie, planuję przebiec maratony w Petersburgu i Moskwie, a także kilka półmaratonów.