Towarzysze: Czym jest bieg na 90 km?
Ja sam, od 1991 roku, czyli od 12 roku mojej kariery lekkoatletycznej, zawsze uważałem się za maratończyka - specjalistę od dystansu 42km 195m. Czym jest maraton dla sportowca uprawiającego biegi i skoki narciarskie? Jest to najdłuższy dystans, którego próbują tylko odmrożeni, tylko ci, którzy nie potrafią dobrze biegać stadionowych dystansów od 100 do 10 000 metrów. Co tu mówić o dłuższych dystansach, a tym bardziej o dwukrotnie dłuższym dystansie maratońskim.
Niemniej jednak, począwszy od drugiej połowy lat 90-tych, kiedy po wieloletnim bojkocie otworzyła się RPA, a nasi biegacze zaczęli tam jeździć i brać udział w ultramaratonie Comrades, jakoś podświadomie mnie tam ciągnęło. Jednocześnie cały czas identyfikowałem się właśnie jako biegacz z 42,195, któremu może zaszkodzić prawie 90km pagórkowatej trasy na Comrades. To znaczy, pomyślałem, że kiedyś w przyszłości, bliżej 37-38 roku życia, powinienem to zrobić.
Jak przebiegłem moje pierwsze...
W rzeczywistości jednak wystartowałem w tym, bez przesady, epickim wyścigu nieco wcześniej - w 2001 roku, w wieku 32 lat, w samym środku, a można powiedzieć, że u szczytu mojej maratońskiej kariery. Powodów było kilka, a sam bieg opisywałem kilka lat temu w artykule "Jak przebiegłem swojego pierwszego Comradesa".
Teraz chcę opowiedzieć nieco inną historię i zacząć ją od opowieści o moim czwartym Comrades (2008), na starcie którego stanąłem jako ubiegłoroczny zwycięzca i rekordzista biegu "w dół" (na Comrades zawody rozgrywane są w jednym kierunku, zmieniającym się co roku na przeciwny).
Oczywiście wielu, tak jak ja, spodziewało się, że wygram po raz drugi, ponieważ moja przewaga nad innymi zawodnikami rok wcześniej była tak imponująca. To jest jednak sport, a nie Hollywood, gdzie wszystko jest nieprzewidywalne i bardzo często nie podlega prawom show-biznesu.
Comrades to bieg z samym sobą
Tak jak przewidział mój kolega z biegu i zwycięzca Comrades 2006, Oleg Kharitonov, wszyscy miejscowi i inni afrykańscy biegacze, którzy startowali w zawodach, ustawili się niemal w jednej kolumnie ze mną i śledzili (i podążali) za moimi ruchami. Nie wprawiło mnie to w najmniejsze zakłopotanie, tym bardziej, że powtarzałem wtedy i teraz, że Comrades to wyścig z samym sobą.
Wyznaję, że moim celem i marzeniem na ten bieg było nie tylko zwycięstwo, ale również ustanowienie rekordu trasy "w górę", co uczyniłoby mnie jednym z niewielu biegaczy, którzy posiadają oba rekordy jednocześnie. Stało się to trudniejsze niż rok wcześniej, ponieważ rekord "w dół" utrzymywał się przez ponad 20 lat, zanim go pobiłem, podczas gdy rekord "w górę" był młodszy i został pobity w 1996 i 2000 roku przez Rosjanina Dmitrija Grishina i Białorusina Vladimira Kotova. Co więcej, Władimir słynął z bardzo mocnych finiszów na kilometrach, czyli zawsze wyciskał maksimum swoich możliwości.
Aby skrócić potencjalnie długą historię, przejdę do ostatniej trzeciej części kursu. Właściwie nie było żadnej intrygi w sensie walki z rywalami, wszyscy zostali definitywnie w tyle po 3,5 godzinach biegu, a mi zostały prawie dwie godziny na walkę z samym sobą i z czasem, aby skutecznie zakończyć to, co sobie założyłem.
Napisałem słowa "walka z samym sobą", ale w rzeczywistości nigdy nie powinieneś postrzegać biegu długodystansowego jako walki. Cokolwiek, czy to zawody, czy trening. Zwłaszcza jeśli jesteś sam. Oczywiście, kiedy chodzi o to, czy znaleźć się na podium, czy nie, walka staje się najważniejsza. Ale gdy za 3,5 godziny dość szybkiego biegu (moja średnia prędkość na tym biegu to 3,44/km - to na 87 km!) pozostają jeszcze prawie dwie godziny na sam na sam ze sobą, to lepiej znaleźć pogodzenie z sytuacją niż z nią walczyć.
I udało mi się to w wielu aspektach. Przywitałem kibiców, którzy notabene wspierali biegaczy niemal na całej trasie, prasę na ciężarówce i sędziów (marszałków wyścigu) na motocyklach. Mój przyjaciel i sekundant, Ray de Vries, podążał za mną w swoim Jeepie Wranglerze po zupełnie niewyobrażalnej drodze, ponieważ jazda na trasie wyścigu jest zabroniona. Jego zadaniem było dostarczanie mi energii podczas biegu oraz, co równie ważne, informacji o postępach w walce o rekord trasy. To była zdecydowanie walka, z której jednak nie mogłem się całkowicie wycofać, bo byłem wtedy zawodowcem, startującym dla chwały i... nagrody pieniężnej, która prawie się podwajała, jeśli ustanawiałem rekord trasy.
"Oto Olga i dzieciaki - bierzcie ten rekord!".
Jeśli więc przez całe 70 kilometrów biegu (Boże, czy ja naprawdę piszę te liczby w odniesieniu do osoby biegnącej ten dystans?) nieznacznie wyprzedzałem planowany rekord, to oddalałem się od niego o 30-40 sekund, a następnie zbliżałem się o 10-15 sekund. Ale prawie nigdy nie byłem w tyle. Jednak na 10,5 km przed metą, u podnóża znanego wszystkim uczestnikom, trudnego podjazdu Polly Shortts, Ray poinformował mnie, że jestem 5 sekund za nim. Emocje wzięły górę i krzyknął za mną: "Dla Olgi i dzieci - kupcie tę płytę!". ("Dla Olgi i dzieci - kupcie tę płytę!"). Olga jest moją małżonką i mieliśmy wtedy tylko dwoje dzieci, ale trzecie było w drodze.
To był jeden z najlepszych bodźców, choć jak pamiętacie, pozostałe kilometry Wowa (Kotow) pokonał na maksimum swoich możliwości. Faktem było, że ostro rywalizował wtedy z innym silnym biegaczem, Willie Mtolo, niegdyś mistrzem samego maratonu nowojorskiego. A ja miałem walczyć z tym stoperem sam. Podjazd na Polly Shortts również działał na mnie zniechęcająco i udało mi się osiągnąć średnią prędkość 4.15/km, co było znacznie wolniejsze niż moja prędkość docelowa.
Najgorsze było to, że pod koniec Polly poczułem słabość, która nigdy wcześniej nie nawiedziła moich mięśni. Ale, cudem, sto metrów po jego zakończeniu przyszła ulga i znów mogłem opuścić wyimaginowaną przyłbicę biegowego Don Kichota i zagłębić się w swoje możliwości. Reszta 8,5-kilometrowej trasy była pełna podjazdów i zjazdów. A na szczycie każdej wspinaczki moje siły opuszczały mnie coraz bardziej. Na ostatnim kilometrze trasy wszystkie towarzyszące mi motocykle i samochody sędziowskie zjechały z trasy, a ja biegłem jak w tunelu, nie widząc nikogo po bokach drogi, zupełnie nieświadomy tego, jak blisko lub jak daleko jestem od ustanowienia rekordu. Dopiero gdy dobiegłem do mety, porównałem dystans pozostały do łuku mety z czasem na tablicy wyników i zrozumiałem: jestem bezpieczny, a rekord jest mój! Ostatni kilometr trasy wyniósł 3.36! Potem było dużo świętowania, gratulacji i wszelkiego rodzaju przyjemności.
A teraz główny punkt dzisiejszej narracji.
Co to jest zdolność człowieka? Niektórzy mogą myśleć, że tylko super sportowcy mogą z powodzeniem ukończyć takie wyzwanie. Pragnę jednak zapewnić wszystkich, że tak nie jest. Wiele już napisano o tym, że sami ograniczamy swoje możliwości przez ograniczenia mentalne. W międzyczasie ponad 12 000 biegaczy pokonało ten dystans za mną. Czy to możliwe, że przygotowanie się do tego zajęło im wiele lat?
Moja praktyka trenerska pokazała, że tak nie jest. Z pewnością nie jest możliwe ani rozsądne, aby próbować przygotować się do maratonu Comrades w ciągu roku. Ale ja i szkoła biegania Welcome To Run, w której jestem trenerem różnych grup treningowych na różnych dystansach, mamy kilku kursantów, którzy przeszli od kursu techniki biegania, przez przygotowania do maratonu/półmaratonu, aż po dystans Comrades. Są też tacy, którzy zgłosili się do nas jako wytrawni maratończycy z zamiarem przebiegnięcia 90 południowoafrykańskich kilometrów. Mamy już prawie dwóch tuzinów takich biegaczy, niektórzy z nich przebiegli go dwukrotnie w obie strony.
Coraz bliżej terminu rozpoczęcia studiów wielu naszych studentów zaczyna mieć wątpliwości co do możliwości realizacji tego celu. W końcu maksymalny dystans, jaki uczniowie pokonują w ramach przygotowań, nie przekracza długości klasycznego maratonu (42,2 km). Dlatego szczególną przyjemność sprawia mi dawanie im nadziei i wiary w ich możliwości. Nawet gdy w trakcie biegu pojawiły się realne wątpliwości, czy uda się zmieścić w limicie czasowym (a był on ustalony na 12 godzin!), nasi uczniowie (i uczennice!) nie poddali się i mimo trudności szczęśliwie ukończyli bieg. Nie wiem, co motywuje każdego z naszych podopiecznych i pozostałe kilka tysięcy biegaczy do tego, by stanąć na starcie i ukończyć to wyzwanie, ale tak jest.
Przytoczyłem moją historię powyżej, ponieważ jest to tylko ilustracja tego, co człowiek może zrobić, jeśli nie postawi sobie mentalnych granic. Niesamowite w Towarzyszach jest to, że zgodnie z opiniami osób, które je prowadziły, to właśnie sam fakt, a raczej proces uczestnictwa, otworzył w nich tę wiedzę. W końcu, z natury rzeczy, o wiele lepiej uczymy się z własnego doświadczenia niż z doświadczenia innych. Jak mówi przysłowie, lepiej raz zobaczyć (doświadczyć) niż sto razy usłyszeć.
Jeśli masz na swoim koncie 3 lub 4 biegi maratońskie, dlaczego nie spróbować swoich sił w nowym miejscu i w nowym otoczeniu? Dołącz do grupy!
Ile maratonów już przebiegłeś i kiedy?
Jakieś obrażenia, i jakie?
Czy i gdzie biegałeś już z trenerem?
Zgadzam się z Polityką Danych Osobowych i warunkami Oferty
Utrata wagi: wskazówki i przewodnik dla sportowców.Jak biegać długo i szybko
Brak uwag
Leave a comment Click here to cancel replyYou
must be logged
in to
leave
a
comment
.